Tam nic nie ma.
Najczęściej taką opinię słyszeliśmy o Paragwaju, który jest jednym z najrzadziej odwiedzanych krajów Ameryki Południowej. Faktycznie, słynne wodospady Iguazú leżą tuż poza granicami Paragwaju, a aż ponad połowę kraju stanowią nieprzystępne oraz surowe ziemie regionu Chaco, który zamieszkiwany jest jedynie przez 2% społeczeństwa. Więc właściwie dlaczego sie tam wybraliśmy? Właśnie dlatego.
Ten kraj leżący dokładnie pośrodku kontynentu, nazywany „sercem Ameryki Południowej” (Corazón de América), intrygował nas coraz bardziej. Mnie nawet bardziej niż Onura. Jak to możliwe, że tam dosłownie nic nie ma? Może właśnie dlatego, że jest to kraj tak bardzo pomijany przez wielu podróżników, my chcieliśmy przekonać się na własnej skórze dlaczego. Udało nam się odkryć parę ciekawostek dotyczących Paragwaju, które wywołały w nas jedynie pozytywne odczucia.
Paragwaj okazał się niezwykle spokojnym miejscem. Nawet nasza gospodyni z hostelu w Asuncion, Silvia, stwierdziła, że jest tu po prostu nudno. My wolimy jednak określenie błogi spokój, który powitał nas w dwóch największych miastach, które udało nam się odwiedzić. Interesujące jest to, że w tak spokojnym miejscu wciąż dozwolone są pojedynki na broń pod warunkiem że obie strony stawią się z dawcami krwi. Już zapowiada się interesująco : )
Ciudad del Este
Miasto Ciudad del Este przytulone jest do brazylijskiego Foz do Iguaçu. Oddziela je rzeka Paraná lecz od lat sześćdziesiątych łączy Most Przyjaźni (Puente de la Amistad). Z brazylijskiego przystanku autobusowego łapiemy busa jadącego do Paragwaju. Przed wjazdem na most jest ogromny korek. Masa ludzi zmierza do paragwajskiego El Dorado – Ciudad del Elste – największej strefy bezcłowej w Ameryce Południowej, krainy tanich dóbr, raju dla przemytników oraz poszukiwaczy okazji.
Autobus powolutku dociera do brazylijskiej kontroli granicznej. Nikt nie wysiada z autobusu oprócz nas. Na granicy nikt się nie odprawia, Pani szybko przybija nam pieczątki w paszporcie. Nie chcieliśmy przemierzać mostu na piechotę, gdyż słyszeliśmy, że może to być niebezpieczna przeprawa. Często zdarzają się tu rabunki z racji tego, że obszar mostu jest ziemią niczyją i nikt tu nie łapie przestępców. Cała odprawa odbyła się na tyle szybko, że udało nam się złapać w biegu nasz autobus. To się nazywa ekspresowa kontrola celna! Wjeżdżamy do Paragwaju. Tym razem nawet nie wysiadamy na przejściu granicznym w Ciudad del Este. Nikt nie wysiada. Ludzie podróżujący jedynie po obszarze oddalonym o 30 km od Mostu Przyjaźni nie mają nawet obowiązku meldować się na granicy. Lecz, gdy podróżujemy dalej koniecznie musimy mieć pieczątkę potwierdzającą wjazd do kraju. Dlatego przychodzimy po nią na granicę parę godzin później.
Przejście graniczne można po prostu przeoczyć, pomimo że znajduje się nad nim ogromne zadaszenie. Otoczone jest bowiem ze wszystkich stron handlarzami, po obu stronach witają przybyszów centra handlowe, które otacza masa straganików oraz jednoosobowych kantorów w postaci Panów krzyczących „cambio, cambio” („wymiana, wymiana”). Przejście graniczne zdaje się tu być najmniej ważnym elementem. Nasz hostel jest stosunkowo niedaleko, więc przedzieramy się przez rzędy straganów zauroczeni całym zjawiskiem.
W samym Foz do Iguaçu jest mnóstwo reklam galerii handlowych znajdujących się po drugiej stronie mostu. Co możemy tutaj znaleźć? Praktycznie wszystko! Od elektroniki po części do przeróżnych sprzętów, ubrań, sprzętów domowych, broni, zabawek. Jest tu kilka ekskluzywnych galerii handlowych mieszczących się w wieżowcach, kasyna, mniejsze domy handlowe oraz masa straganów mieszcząca się pomiędzy nimi. Ciudad del Este przyciągną oczywiście Chińczyków, Koreańczyków oraz Tajwańczyków, którzy mają tutaj swoje sklepy. Można pogubić się w tym szalonym labiryncie w ciągu dnia. Lecz wieczorem, po godzinie 17 wszyscy pakują się a miasto jest nie do poznania. Paragwajski spokój rozpływa się po, jeszcze do niedawna tętniących życiem, uliczkach.
Ciudad del Este powstało w latach pięćdziesiątych i szybko zyskało sławę jako największa wolnocłowa strefa Ameryki Południowej. Paragwaj sam w sobie jest zdecydowanie tańszy od argentyńskich czy brazylijskich sąsiadów, podatki są tu o wiele niższe, więc handel w tym przygranicznym mieście dosłownie kwitnie. Idealne miejsce dla przemytników, towarów mniej lub bardziej luksusowych oraz podróbek. Wszystko to jest przewożone, toczone, wnoszone na plecach lub po prostu przemycane najczęściej do Brazylii.
Onur już od jakiegoś czasu planował zrobić zakupy w tym miejscu. Handel rządzi się tu pewnymi prawami i przed przyjazdem warto sprawdzić co i gdzie można znaleźć. Elektronikę najlepiej kupować w większych domach handlowych, więc ostatecznie zakupy zrobiliśmy w Casa Nissei. System wygląda tu w ten sposób, że sprzedawca najpierw wypisuje kwitek, z którym klient udaje się do kasy, a następnie przechodzi do sekcji odbioru towaru, w którym znajdują się stanowiska przy których można naładować oraz sprawdzić sprzęt. Nie ma mowy o chaosie! Gdy chcemy zapłacić kartą doliczane jest około 10% podatku. W całym mieście za wszystko można płacić w czterech walutach (dolarach, paragwajskich guarani, argentyńskich pesos oraz brazylijskich realach).
Poza głównym handlowym sektorem miasto jest niezwykle spokojne. Niestety nie udało nam się go porządnie zwiedzić, ponieważ męczyło nas ciągle przeziębienie ciągnące się od Foz do Iguaçu, w którym złapała nas brazylijska zima. W momencie przybycia do Paragwaju choróbsko ścięło mnie dosłownie z nóg na tyle porządnie, by odłożyć naszą wizytę w Asuncion, w którym dla odmiany pogorszyło się Onurowi.